Podobno papryka chili jest drugą, po soli, najbardziej popularną przyprawą na świecie.
Za ostry smak papryki chili odpowiada zawarta w jej owocach kapsaicyna, która ma własności drażniące i rozgrzewające skórę i błony śluzowe. Wywołuje uczucie ciepła i zaczerwienienie skóry i błon śluzowych, jednak nie powoduje ich stanu zapalnego, jak np. pieprz czy gorczyca.
Papryczka chili przyspiesza przemianę materii i działa na organizm odchudzająco.
Szokujące rezultaty przyniosły badania naukowców z Nottingham University. Odkryli oni, że cząsteczki kapsaicyny działają specyficznie na komórki nowotworowe, powodując ich obumieranie. Substancja ta pobudza bowiem komórki nowotworowe do samozniszczenia (apoptozy), atakując ich mitochondria, które odpowiadają za wytwarzanie energii. Także inne spokrewnione z kapsaicyną związki – tak zwane wanilloidy – potrafią specyficznie wiązać się z komórkami nowotworowymi, nie uszkadzając zdrowych. (źródło: ofemin.pl).
Już dzisiaj można znaleźć papryczkę chili w marketach. Ja za 5 sztuk zapłaciłam ok. 1,5 zł, co według mnie nie jest wysoką ceną. Zanim pokroimy papryczkę chili na drobne cząstki, usuwamy z niej nasiona:
Gordon Ramsey w swoim najnowszym programie mówi, że nasiona papryczki są równie ostre i jeśli chcemy uzyskać bardziej intensywny smak, to nie pozbywamy się nasion lecz dodajemy je do potrawy.
Przepis na sos z papryczki chili według Gordona Ramseya:
– papryczkę kroimy na drobne kawałki i razem z nasionami wrzucamy do moździerza,– dwa ząbki czosnku kroimy na cienkie kawałki, dzięki temu łatwiej nam będzie go zetrzeć,– dodajemy sól, odrobinę cukru, Wszystko razem ucieramy. Dodajemy dwie łyżki sosu rybnego (dobrze łączy się z czosnkiem, kupimy go w markecie na dziale tajskim, sushi itp), odrobinę octu ryżowego (również dostępny w markecie na dziale tajskim), 3 łyżki oliwy.
Dymkę i kolendrę kroimy cienko, dodajemy sok z limonki i wszystkie składniki łączymy ze sobą.
Parykę chili można ususzyć, równie dobrze wtedy smakuje. Nie zepsuje się i będzie ją można użyć w późniejszym terminie. Tak też robię każdego roku.
Kilka papryczek powiesiłam w kuchni używając zwykłej nitki.
Papryczkę chili można również zamarynować. Przepisy znajdziecie na różnych blogach w internecie. Jeszcze tego nie robiłam.
Co zrobię z nasionami, które mi zostały? Wypłukałam je w wodzie, lekko wysuszę i posadzę w ziemi.
Już teraz powoli można zacząć siać papryczkę. Najpierw w domu, później posadzę ją w ogródku. Mam nadzieję, że coś mi wyrośnie. Zastanawiam się nad kupnem nasion od hodowcy lub na allegro.
Czy sadziłyście kiedyś papryczkę chili?
4 Responses
Kapsaicyna zawarta jest w miąższu papryczki, nie w nasionach, więc czy je usuniesz czy nie, nie będzie żadnej różnicy jeśli chodzi o ostrość. Nawet jeśli Gordon Ramsay tak mówi 😉 My w zeszłym roku sadziliśmy kilka rodzajów papryczek – cyklony, jalapeño, cayenne, chocolate jamaica i habanero. Wszystkie najpierw rosły na parapecie, z dosłownie kilku ziarenek, a potem trafiły do ziemi w foliowej niby-szklarni. Rozrosły się niesamowicie, łącznie zebraliśmy ponad 20kg papryczek o bardzo różnej ostrości. Szał 🙂
Właśnie byłam ciekawa co powiecie na temat nasion bo na forach czytałam, że jednak nasiona nie mają w sobie kapsaicyny, a u Gordona usłyszałam, że mają.20kg papryczek – super 🙂 Mam nadzieję, że też mi wyrośnie. Kiedy zaczęłaś je sadzić w domu?
jakoś w marcu
A czy nasiona nie mają solaniny? w końcu to psiankowate.
W każdym razie nasiona na pewno nie mają ostrości, ale żyłki w środku są najostrzejsze, wiem bo sprawdzałem i sam mam na parapecie już 4 letnią paprykę co się zwie jolokia, ostra jak diabli, wtedy to był hicior na allergio, kupiłem nasiona i mam wieloletnią miniaturke papryki co ciągle ma owoce, łodyga jest gruba i zdrewniała na grubość palca, wygląda jak drzewko z łakociami 🙂
Dziś na przykład mnie naszło żeby wrzucić dosłownie kawałek, 1/5 owocu do sosu i okazało się ze jest za ostry, ledwo został zjedzony 🙂
Co kilka dni się do czegoś przydaje, jeśli chcecie też mieć taką zasadźcie w małej donicy, dosypcie ziemi z ogródka piaszczystą i wymieszajcie z torfową, moje drzewko wytwarza tylko jakieś 10, czasem więcej strąków na raz, to są tak pikantne że praktycznie odkąd je mam nigdy już nie kupowałem chili w sklepie, zielone są dobre bo są mniej ostre, wtedy można wrzucić więcej, a w szafie w słoiku leży garść zebranych z niej i ususzonych na czarną godzinę, kilka owocków też zmieliłem na proszek, co tu więcej pisać, wcale nie trzeba sadzić od nowa co rok, zabijać drzewek, co wam one zrobiły?, wg. mnie sprzedawcy tak piszą żeby znowu na drug rok kupić nowe nasiona, ot taka prawda o tym 🙂 zielonych parapetów wszystkim! 😀